Dziś kilka słów o seksie. Ciekawa jestem jak kwestia starań o potomka wpływa na życie intymne. Musiałam zrewidować moje dawne wyobrażenia o tym jak romantyczna będzie chwila poczęcia (gdybyż sprowadzało się to do jednej chwili!), bo kto kiedyś świadomie próbował płodzić, ten wie, że tyle w tym erotyki, co w samy słowie "płodzenie". Jednak oczywiście nie ma jednej zasady i nawet ta sama para może przeżywać sprawę różnie, znacząc sinusoidą wzloty i upadki na skali doznań.
Szeroki jest wachlarz zachowań i reakcji (może określenie reakcja jest bardziej adekwatne, bo zauważamy, że produkujemy pewne zachowania jakby bezwolnie, jakby nie można było do sprawy podejść inaczej...). Przypuszczam, że koncentracja na celowości i wyniku stosunków właściwa jest początkowej fazie starań o zapłodnienie, fazie pełnej determinacji i ekscytacji. Najgorszy taki seks! Zainteresowanie kochanka skupia się nie tyle na osobie kochanej, co na koncepcie dziecka (czy może koncepcji?). I to zabójcze dla erosa zadowolenie zaraz po wytrysku - zadowolenie ze spełnionej powinności i rysującej się perspektywy... Zabójcze, bo przecież nie z tego było się cieszyć, nie z tego...!
A skoro już wspomniałam powinność, to zostańmy przy tym wątku. Oto kolejna faza: partnerzy sfrustrowani z powodu nieudanych starań tracą chęć na amory - bo przecież atmosfera im nie sprzyja - podejmują jednak syzyfowe starania, bo tak należy, bo właśnie owuluję! A syzyfowy seks, tak jak Syzyfowe prace, tylko w niektórych wzbudzi namiętność;) Ech, nudny to etap, żmudny, a jak irytujące są rady otoczenia, że począć można tylko jeśli seks sprawia radość (czy to udowodniono?) - więc kujemy mantrę: mam się podniecić, mam być rozpalona!... Beznadziejne położenie!
W końcu dla weteranów seksownych potyczek o dziecko nadchodzi moment wyzwolenia od tematu (wraz z rozluźnieniem imperatywu natychmiastowego rozmnożenia się). Budzi się libido. Znów liżesz mnie tak fajnie, ja przygryzam twoje sutki, szczytujemy. Numerek dziś, numerek kiedykolwiek. Posuwanie, bzykanie, flirt. Świetnie!
Ja jestem dziś właśnie na tym etapie. Nie twierdzę, że seks przy początkowych staraniach nie sprawiał mi przyjemności; to byłoby zafałszowanie. Jednak teraz seks wyzwolony jest od powinności - "which makes all the difference".
Ale!
W tle mój pracowity móżdżek (w znaczeniu potocznym) wciąż jednak prowadzi ciekawe operacje prorodzinne. Brak im intensywności, może nawet zupełnie pozbawione są emocji, mają raczej charakter racjonalny, a czasem spełniają tylko funkcję rejestru, swoistego komentarza wewnętrznego. Mianowicie: Jeśli już tak nam cudownie, to może skończmy ten akt w pozycji misjonarskiej (najbardziej sprzyjającej)... Owulacja już jutro! te plemniki? potencjalnie?... Dzisiaj na pewno nie... Doskonale, szkoda, że po alkoholu..., itp., itd. Czy tylko kobiety mają takie myśli? O czym myślą faceci?